Czas po „fali pstrągowej”.
Po pierwszej, inauguracyjnej fali pstrągowego szaleństwa, przyszły dla wędkarzy cięższe czasy. Większość ryb już uzupełniła potarłowe braki i ich apetyt wyraźnie zelżał. Ponadto, warunki atmosferyczne i niewielka dostępna baza pokarmowa, również nie zachęcają do intensywnego żerowania. Częste opady śniegu mocno schładzają wodę, co ryby, jako stworzenia zmiennocieplne, mocno odreagowują w postaci zachowania apatycznego i często wręcz pozbawionego agresji.
Przedwiośnie – dlaczego jest trudniej!?
Ponadto, regularne opady czy to śniegu, czy deszczu, utrzymują stan wód na wyższych poziomach, co czyni nasze łowiska mniej czytelnymi i odwiedzając nowe dla nas łowiska, nasze zadanie jest jeszcze trudniejsze. Duży przepływ i silny uciąg, także nie ułatwiają nam wywiązanie się z zadania, jakim jest skuszenie pstrąga do brania. Owszem, bywają momenty, a nawet dni, kiedy ryby chętnie podnoszą się do agresywnie prowadzonych woblerów, jednak w większości przypadków, raczej niechętnie „odklejają się” od dna.
Jak sobie radzić w trudnym czasie?
W tych ciężkich czasach, z odsieczą, przychodzą gumy. Uważam, że decyzja wyboru pomiędzy wormami, a poczwarkami, jest często kwestią drugorzędną, bo podczas kuszenia apatycznych ryb, istotniejsze będzie odpowiednie dobranie gramatury obciążenia, kąta podania przynęty i sposobu jej poprowadzenia. Osobiście nie wyobrażam sobie wyjścia nad wodę bez pudełek zawierających zarówno różne rozmiary Fatty D’wormów, czy Dying Wormów, jak i imitacji poczwarek, przede wszystkim większe egzemplarze tłuściutkich Larv i Kukolek. Najważniejsza zasada, o jakiej musimy pamiętać, to fakt, iż nurt przynętę „wciska” do dna w przypadku, gdy prowadzimy wabik z prądem, a „wypycha” ku powierzchni, gdy próbujemy ją zwijać pod prąd. Tor prowadzenia, jaki przyniesie nam najwięcej kontaktów z rybami, to kontrolowany dryf z nurtem, jak i prowadzenie „po łuku”, czyli wachlarzem.
Użyte obciążenie musi zapewnić sprowadzenie wabika w pobliże dna, jednak nasza przynęta nie może się zachowywać, jak kamień, gdyż to „zabije” sekret jej skuteczności – naturalność. Po zarzuceniu, pozwalamy przynęcie osiągnąć rejon dna. Przy silniejszym nurcie, warto unieść wędzisko w górę, by zminimalizować ilość linki znajdującej się w wodzie, na którą napiera woda. Cienka plecionka i czuły blank, przekażą nam każdy kontakt naszego wabika z dnem. Nie zapomnijcie o przyponie z fluorocarbonu, który będzie stanowił ochronę przed ostrymi kamieniami i innymi dennymi strukturami, które cienką plecionkę tną, jak brzytwa. Delikatne ruchy wędziskiem pozwolą na kontrolowany dryf, podczas którego brania mogą objawiać się zarówno jako krótkie, mocne uderzenia, jak i miękkie zatrzymania, z narastającym oporem, zupełnie, jakby przynęta utknęła w podwodnej roślinności. Każde nienaturalne zachowanie się naszego wabika, powinniśmy kwitować natychmiastowym, kontrolnym zacięciem. Zwróćcie uwagę na zapach używanych przynęt. W zimnej wodzie ich oddziaływanie jest jeszcze silniejsze, a atrakcyjny aromat kryla i sera sprawiają, że pstrągi jeszcze dłużej utrzymują w paszczach swoją zdobycz, co daje nam większe szanse na skuteczne zacięcie. Takie łowienie nie jest najprostsze technicznie i wymaga nieco wprawy, ale każda przechytrzona ryba to powód do radości, dumy i przede wszystkim nauka, która z pewnością zaprocentuje w późniejszym czasie.